Na drugi dzień wstałam o 6:30. Jak tylko otwarłam swe oczy
ujrzałam leżącego ze mną Zibiego, Winiarskiego, Ignaczaka i Kubiaka. Zastanawiałam
się co oni robią w moim pokoju, i nareszcie wymyśliłam. Chłopcy sobie gadali, a
ja zasnęłam. No właśnie mam to poczucie czasu, nie ma co. Wstałam z łóżka, i
udałam się do łazienki. Zrobiłam poranną toaletę, i się umyłam. Założyłam na
siebie jakieś spodenki, i o wiele za duży na mnie T-shirt, który zakrywał moją
dolną część ubioru prawie, że do kolan. Włosy związałam w niesforny kucyk i wróciłam
do głównej partii mojego pokoju oblężonego przez dwumetrowych mężczyzn.
- Tss.. śpisz? – poszturchałam lekko Igłę w ramię, ale nie
zareagował.
Wyszłam z pokoju zabierając ze sobą torbę treningową, i
udałam się na halę. Po drodze spotkałam Siuraka, który z nieznanego powodu
buszował po pokojach budząc wszystkich. O 7:00 byłam już na hali, którą z łaski
swojej otworzył mi ochroniarz. Złapałam do ręki Mikasę i zaczęłam ją podbijać.
Następnie zabrałam się za zagrywkę. Szło mi całkiem nieźle, ale kilka razy
trafiłam w siatkę. Nagle poczułam, że ktoś zasłonił mi oczy, odwróciłam się w
Jego stronę i poczułam ten zapach, który tak dobrze znałam.
- Zibi.. – ucieszyłam się jak mała dziewczynka i wpiłam w
jego usta.
- Skarbie, chodźmy na śniadanie, bo te żarłoki wszystko nam
zjedzą. – powiedział i pociągnął mnie za sobą.
W momencie znajdowaliśmy się na stołówce, weszliśmy do niej
trzymając się za rękę. Zajęliśmy miejsce obok Kurasia i Jarskiego.
- Oo.. nareszcie Bartmany przyszły. – zawołał Krzysiek.
- Igła.. ja Ci zaraz dam Bartmany. Dla Twojej wiadomości,
jestem Consalida. Wiem, że chciałbyś, żebym była panią Ignaczak, ale żona nie
pozwoli. – wytknęłam język.
Igła zrobił się czerwony jak burak ze złości, ale po
sekundzie wybuchnął śmiechem.
- To Ci teraz dołożyła, Angela. – wyśmiał Libero Zatorski.
- Ty.. młody. Lepiej mi się tu nie odzywaj. Dał Ci w ogóle
ktoś głos? – oburzył się Igła.
- Ej, ej .. wyżyjecie się na treningu. Nie wiem jak wy, ale
ja chcę zjeść śniadanie. – poinformowałam.
Złotka
nałożyły sobie na talerze gigantyczne porcje. Nie miałam pojęcia skąd oni mają
tyle miejsca w żołądku. Po zakończonym śniadaniu udaliśmy się do swoich pokoi.
Nie było mi pisane cieszyć się na dłużej spokojem, ponieważ ktoś zapukał do
drzwi. Był to Andrea Anastasi.
- Angelico.. mam do Ciebie prośbę. Wraz z Gardinim i resztą
sztabu musimy wyjechać na pilne spotkanie na jakieś 2 dni. Chciałbym, żebyś
zadbała o siatkarzy i przeprowadziła z nimi treningi. – mówił po angielsku.
- Dobrze, zrobię wszystko co w mojej mocy, i ich wymęczę. – zaśmiałam
się, co rozśmieszyło trenera.
Na tym skończyła się nasza wymiana zdań. Trening miał
rozpocząć się o 10:00, więc zostało mi jeszcze 30 minut. Sprawdziłam
najświeższe informacji z kraju i świata, po czym udałam się na halę. Jako
pierwsza byłam w szatni. Odpowiadało mi to, bo nie chciałam się przebierać z
chłopakami. Stałam w samej bieliźnie będąc pewna, że nikt nie wejdzie. Właśnie
zakładałam spodenki, gdy ktoś objął mnie od tyłu.
- Jak tak dalej będziesz robić to zejdę na zawał. –
powiedziałam z wyrzutem i wróciłam do ubierania bluzki, wtedy wbiegła reszta
ekipy.
- I my takie widoki przegapiliśmy? – powiedział z żalem
Kurek.
- Bartuś ja nadal tu jestem, dla twojej wiadomości. –
odezwał się Zbyszek i mnie pocałował. -
Proszę.. nie przy ludziach. – odezwał się Pit.
Nie odpowiedzieliśmy, tylko się zaśmialiśmy. Wyszłam z
szatni zostawiając ich samych, choć nie było to takie łatwe. Na razie nikomu
nie wspomniałam o moim zadaniu. Z magazynu przyniosłam wózek z piłkami,
skakanki i tego typu bajery.
- A gdzie jest Andrea? – zapytał El Capitano.
W tej chwili pojawiła się reszta drużyny.
- Anastasiego, Gardiniego i całej reszty sztabu nie ma.
Wątpię, że Was ucieszy ten fakt, ale przez 2 dni będę prowadzić treningi. –
uniosłam brew ku górze. – Gotowi na wycisk?
- Mamy się Ciebie i twoich pomysłów bać? – wyśmiał mnie
Jarosz.
- Nie żartuj sobie z nas. – mówili inni.
- No to 600 podskoków na skakance. Raz, dwa .. – poganiałam
ich.
- Ile?! – wszyscy wytrzeszczyli oczy.
- Mamo .. ale ja do tylu liczyć nie umiem. – wyskoczył Igła.
- Chcecie robić 1000? – spytałam śmiejąc się.
Wszyscy zaczęli skakać.
– Mam was na oku. – zaśmiałam się.
Po 400 wszyscy mieli dość, lecz ja nie odpuszczałam, w końcu
musiałam się na nich zemścić za te wchodzenie bez pukania.
- I na Was mówią, że jesteście prawdziwymi mężczyznami?
Niezły żart. – sprowokowałam. Większość z nich spojrzała na mnie spod byka,
rzucili skakanki na podłogę i zaczęli mnie gonić. Nie musieli długo czekać, bo
ruszyłam niczym struś pędziwiatr.
- My Ci damy mięczaki.! – zawołali chórem.
Kilka razy obiegliśmy halę, lecz nie dawali za wygraną.
Traciłam siły.
- Zibi .. ratuj! – krzyknęłam, a ten pokiwał przecząco
głową.
- I ty Brutusie jesteś przeciwko mnie? – spytałam z żalem.
Po chwili złapali mnie, osiągnęli swój cel. Kuraś przerzucił
mnie sobie przez ramię i zaprowadził na sam środek boiska, gdzie mnie okrążyli.
- Co my teraz z nią zrobimy? – spytał jeden.
- Mam pomysł. – zawołał Bartman. – Będzie się ze mną całować
do upadłego.
- Jaki Casanova. – wybuchnęli.
- No to jutro my poprowadzimy trening. – zasugerował Kosok.
- Nie ma .. To mnie przekazał władzę AA, a nie Wam. Zresztą
mu się nie dziwię. Szczerze mówiąc to nie wiem jak On z wami wytrzymuje
psychicznie i nerwowo. – wypaliłam. Chłopcy popatrzyli na mnie spod byka i
zaczęli łaskotać. Nie potrafiłam pohamować swego śmiechu turlając się na
podłodze. Po pół godzinie w końcu ulegli i zaczęli sobie rozgrywać mecz. Szło
im całkiem nieźle. Udałam się na chwilę do szatni, aby napić się wody, bo o
niej zapomniałam. Korzystając z okazji zerknęłam na komórkę i wyszłam. Nagle
ktoś przyparł mnie do ściany.
- Panie Bartmanie nie powinien być Pan na jakże ważnym
meczu? – mówiłam przez pocałunki.
- Mhm .. trener mnie zmienił. – zaśmiałam się.
- Jakże mi przykro. – dodałam, i usłyszałam chrząknięcie.
Oboje zerknęliśmy w bok moim oczom ukazała się wysoka kobieta,
blondynka. Podeszła do nas, a raczej Zibiego mówiąc…
Zapraszam do mnie -> http://spala-baby.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń