piątek, 1 lutego 2013

~ . V Rozdział . ~



Na drugi dzień wstałam o 6:30. Jak tylko otwarłam swe oczy ujrzałam leżącego ze mną Zibiego, Winiarskiego, Ignaczaka i Kubiaka. Zastanawiałam się co oni robią w moim pokoju, i nareszcie wymyśliłam. Chłopcy sobie gadali, a ja zasnęłam. No właśnie mam to poczucie czasu, nie ma co. Wstałam z łóżka, i udałam się do łazienki. Zrobiłam poranną toaletę, i się umyłam. Założyłam na siebie jakieś spodenki, i o wiele za duży na mnie T-shirt, który zakrywał moją dolną część ubioru prawie, że do kolan. Włosy związałam w niesforny kucyk i wróciłam do głównej partii mojego pokoju oblężonego przez dwumetrowych mężczyzn.  
- Tss.. śpisz? – poszturchałam lekko Igłę w ramię, ale nie zareagował.
Wyszłam z pokoju zabierając ze sobą torbę treningową, i udałam się na halę. Po drodze spotkałam Siuraka, który z nieznanego powodu buszował po pokojach budząc wszystkich. O 7:00 byłam już na hali, którą z łaski swojej otworzył mi ochroniarz. Złapałam do ręki Mikasę i zaczęłam ją podbijać. Następnie zabrałam się za zagrywkę. Szło mi całkiem nieźle, ale kilka razy trafiłam w siatkę. Nagle poczułam, że ktoś zasłonił mi oczy, odwróciłam się w Jego stronę i poczułam ten zapach, który tak dobrze znałam.
- Zibi.. – ucieszyłam się jak mała dziewczynka i wpiłam w jego usta.
- Skarbie, chodźmy na śniadanie, bo te żarłoki wszystko nam zjedzą. – powiedział i pociągnął mnie za sobą.
W momencie znajdowaliśmy się na stołówce, weszliśmy do niej trzymając się za rękę. Zajęliśmy miejsce obok Kurasia i Jarskiego.
- Oo.. nareszcie Bartmany przyszły. – zawołał Krzysiek.
- Igła.. ja Ci zaraz dam Bartmany. Dla Twojej wiadomości, jestem Consalida. Wiem, że chciałbyś, żebym była panią Ignaczak, ale żona nie pozwoli. – wytknęłam język.
Igła zrobił się czerwony jak burak ze złości, ale po sekundzie wybuchnął śmiechem.
- To Ci teraz dołożyła, Angela. – wyśmiał Libero Zatorski.
- Ty.. młody. Lepiej mi się tu nie odzywaj. Dał Ci w ogóle ktoś głos? – oburzył się Igła.
- Ej, ej .. wyżyjecie się na treningu. Nie wiem jak wy, ale ja chcę zjeść śniadanie. – poinformowałam.
Złotka nałożyły sobie na talerze gigantyczne porcje. Nie miałam pojęcia skąd oni mają tyle miejsca w żołądku. Po zakończonym śniadaniu udaliśmy się do swoich pokoi. Nie było mi pisane cieszyć się na dłużej spokojem, ponieważ ktoś zapukał do drzwi. Był to Andrea Anastasi.
- Angelico.. mam do Ciebie prośbę. Wraz z Gardinim i resztą sztabu musimy wyjechać na pilne spotkanie na jakieś 2 dni. Chciałbym, żebyś zadbała o siatkarzy i przeprowadziła z nimi treningi. – mówił po angielsku.
- Dobrze, zrobię wszystko co w mojej mocy, i ich wymęczę. – zaśmiałam się, co rozśmieszyło trenera.

Na tym skończyła się nasza wymiana zdań. Trening miał rozpocząć się o 10:00, więc zostało mi jeszcze 30 minut. Sprawdziłam najświeższe informacji z kraju i świata, po czym udałam się na halę. Jako pierwsza byłam w szatni. Odpowiadało mi to, bo nie chciałam się przebierać z chłopakami. Stałam w samej bieliźnie będąc pewna, że nikt nie wejdzie. Właśnie zakładałam spodenki, gdy ktoś objął mnie od tyłu.
- Jak tak dalej będziesz robić to zejdę na zawał. – powiedziałam z wyrzutem i wróciłam do ubierania bluzki, wtedy wbiegła reszta ekipy.
- I my takie widoki przegapiliśmy? – powiedział z żalem Kurek.
- Bartuś ja nadal tu jestem, dla twojej wiadomości. – odezwał się Zbyszek i mnie pocałował.  - Proszę.. nie przy ludziach. – odezwał się Pit.  
Nie odpowiedzieliśmy, tylko się zaśmialiśmy. Wyszłam z szatni zostawiając ich samych, choć nie było to takie łatwe. Na razie nikomu nie wspomniałam o moim zadaniu. Z magazynu przyniosłam wózek z piłkami, skakanki i tego typu bajery.
- A gdzie jest Andrea? – zapytał El Capitano.  
W tej chwili pojawiła się reszta drużyny.
- Anastasiego, Gardiniego i całej reszty sztabu nie ma. Wątpię, że Was ucieszy ten fakt, ale przez 2 dni będę prowadzić treningi. – uniosłam brew ku górze. – Gotowi na wycisk?
- Mamy się Ciebie i twoich pomysłów bać? – wyśmiał mnie Jarosz.
- Nie żartuj sobie z nas. – mówili inni.
- No to 600 podskoków na skakance. Raz, dwa .. – poganiałam ich.  
- Ile?! – wszyscy wytrzeszczyli oczy.
- Mamo .. ale ja do tylu liczyć nie umiem. – wyskoczył Igła.  
- Chcecie robić 1000? – spytałam śmiejąc się.
Wszyscy zaczęli skakać.
– Mam was na oku. – zaśmiałam się.  
Po 400 wszyscy mieli dość, lecz ja nie odpuszczałam, w końcu musiałam się na nich zemścić za te wchodzenie bez pukania.
- I na Was mówią, że jesteście prawdziwymi mężczyznami? Niezły żart. – sprowokowałam. Większość z nich spojrzała na mnie spod byka, rzucili skakanki na podłogę i zaczęli mnie gonić. Nie musieli długo czekać, bo ruszyłam niczym struś pędziwiatr.  
- My Ci damy mięczaki.! – zawołali chórem.
Kilka razy obiegliśmy halę, lecz nie dawali za wygraną. Traciłam siły.
- Zibi .. ratuj! – krzyknęłam, a ten pokiwał przecząco głową.
- I ty Brutusie jesteś przeciwko mnie? – spytałam z żalem.
Po chwili złapali mnie, osiągnęli swój cel. Kuraś przerzucił mnie sobie przez ramię i zaprowadził na sam środek boiska, gdzie mnie okrążyli.
- Co my teraz z nią zrobimy? – spytał jeden.
- Mam pomysł. – zawołał Bartman. – Będzie się ze mną całować do upadłego.
- Jaki Casanova. – wybuchnęli.
- No to jutro my poprowadzimy trening. – zasugerował Kosok.
- Nie ma .. To mnie przekazał władzę AA, a nie Wam. Zresztą mu się nie dziwię. Szczerze mówiąc to nie wiem jak On z wami wytrzymuje psychicznie i nerwowo. – wypaliłam. Chłopcy popatrzyli na mnie spod byka i zaczęli łaskotać. Nie potrafiłam pohamować swego śmiechu turlając się na podłodze. Po pół godzinie w końcu ulegli i zaczęli sobie rozgrywać mecz. Szło im całkiem nieźle. Udałam się na chwilę do szatni, aby napić się wody, bo o niej zapomniałam. Korzystając z okazji zerknęłam na komórkę i wyszłam. Nagle ktoś przyparł mnie do ściany.
- Panie Bartmanie nie powinien być Pan na jakże ważnym meczu? – mówiłam przez pocałunki.
- Mhm .. trener mnie zmienił. – zaśmiałam się.

- Jakże mi przykro. – dodałam, i usłyszałam chrząknięcie.
Oboje zerknęliśmy w bok moim oczom ukazała się wysoka kobieta, blondynka. Podeszła do nas, a raczej Zibiego mówiąc…

1 komentarz: