niedziela, 27 stycznia 2013

~ . IV Rozdział . ~



- Rafał … - odezwałam się. – Co ty tu robisz do jasnej ciasnej Anielki?!
- Przyjechałem do mojej narzeczonej. To coś złego? – zapytał prowokując mnie. – Jutro bierzemy ślub, skarbie. Nie mówiłaś swojemu znajomemu o tym, że do siebie wróciliśmy?
Mówił jakby nigdy nic. Kłamał w żywe oczy, a ja nie potrafiłam zapanować nad swymi emocjami, cało gotowałam się w środku, lecz to co mówił zostawiałam bez komentarza. Niestety Zbyszek zrozumiał to w innym sensie i bez słowa wyszedł z pokoju.
- Zibi.. – wybiegłam za nim – On to wszystko zmyślił.
- Taa jasne. Nie jestem idiotą za jakiego mnie bierzesz. – wyparował dodając – Wracaj do swojego kochasia. – powiedział i odszedł.
Do oczu napłynęły mi łzy, które spływały po mych policzkach. Miałam dość tej całej szopki, którą odstawił Rafał, dlatego wróciłam do niego wkurzając się.
- Co ty sobie myślisz? Chcesz zniszczyć całe moje życie? -  krzyknęłam policzkując Go, lecz on oddał mi kilka razy, i to wiele mocniej.
- Zostaw mnie!
- Nie pozbędziesz się mnie tak szybko, kochanie.. – odparł będąc dumny z siebie, po czym pocałował mnie, ale ja go odepchnęłam. Nareszcie wyszedł.
Zjechałam po ścianie w dół. Byłam cała zapłakana. Nie spodziewałam się takiego obrotu zdarzeń. W Zielonej Górze miałam nadzieję, że rozstaniemy się w zgodzie, i pójdziemy własnymi ścieżkami. Dopiero teraz zrozumiałam jaki ogromny błąd popełniłam, ale czasu nie można cofnąć. Użalałam się nad sobą, i nie wiedząc kiedy zasnęłam.
- Ejj.. chłopcy. Widzicie, tam ktoś leży. – powiedział Kubiak idący ze swoimi znajomymi.
- To jest, przecież Angelica. – zawołał Kosok.
W momencie wszyscy znaleźli się przy mnie.
- Kto ją tak pobił? – mówili jeden do drugiego, po czym Nowakowski wziął mnie na ręce i zaprowadził do swego pokoju, który dzielił z Kosokiem i Możdżonkiem, a także Ziomkiem. Po pewnym czasie ocknęłam się, a pierwszą osobą, która mi się ukazała był Pit.
- Co mi jest? – spytałam czując przeszywający ból na mej twarzy.

- Znaleźliśmy Cię na dole.. pobitą. – westchnął obejmując mnie ramieniem.
- Rafał.. – powiedziałam krótko.
- Mamy powiadomić Zibiego? – zapytał.
- Jego, na pewno nie. Nie chcę o nim słyszeć. – odfuknęłam.
- Za późno. – odparł Ziomek. – Misiek właśnie po niego poszedł.
W tym oto momencie, ktoś wbiegł do pokoju. Był to właśnie Zibi.
- Angela .. – przytulił mnie do siebie mocno, lecz ja Go odtrąciłam.
- Odwal się ode mnie. Przedtem jakoś Cię nie interesowało, co się ze mną dzieje, bo uwierzyłeś Rafałowi. – powiedziałam z wyrzutem.
- To był błąd. – wypowiedział.
Bez słowa wstałam z łóżka, i poprosiłam Pita, żeby poszedł ze mną do mojego pokoju. Mężczyzna posłusznie wypełnił moją prośbę.
- Dzięki za to, że mi pomogłeś. – uśmiechnęłam się lekko i ucałowałam Go w policzek. – Poczekaj tu na mnie chwilę, pójdę zobaczyć w jakim to stanie jestem.
Udałam się do łazienki i dokładnie przejrzałam się w lustrze. Na mojej twarzy widniało kilka purpurowych siniaków, które starałam się zatuszować.
- Nie jest aż tak źle, jak sobie wyobrażałam. – zaśmiałam się lekko i wróciłam do siatkarza. – Widzisz i już ich nie widać. – puściłam oczko kładąc się obok niego.
On tylko bez słowa przytulił mnie do siebie i zasnęliśmy. Od niepamiętnych czasów miałam sen, niemiły sen. Śniło mi się, że byłam w kościele ubrana w białą, długą suknię ślubną, a obok mnie stał Rafał. Braliśmy ślub, moja rodzina była przeszczęśliwa. Zaproszeni byli również siatkarze, wszyscy uradowani, gdy wtem stało się coś dziwnego .. Chwilę później się obudziłam, spojrzałam na zegarek.
- Dopiero 18. – szepnęłam i zerknęłam na Cichego, który jeszcze spał.
Gładziłam ręką jego klatkę piersiową, jednocześnie patrząc na ścianę. Wtem wbiegł do pokoju Kuraś.
- Zibiemu coś się stało. – zawołał, a ja wybiegłam za nim.
Zbyszek leżał nieprzytomny na schodach, podbiegłam do niego i ukucnęłam. Delikatnie poklepałam Go po policzku, a On przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Na początku stawiałam opór, lecz z każdą sekundą moja niechęć znikała, aż w końcu zaczęłam odwzajemniać pocałunki..
- Wszystko wymyśliliście. – powiedziałam i odwróciłam się w stronę siatkarzy, których już nie było. – A ty mój drogi Panie, nie udawaj. – szturchnęłam Go w ramię jak tylko wstał.
Nagle Zibi przerzucił mnie sobie przez ramię i udał się do swego pokoju, który później zamknął na klucz.
- Co teraz kombinujesz? – spytałam jak posadził mnie na łóżku.
- Nic takiego. – ukląkł przede mną i złapał mą dłoń. – Zostaniesz moją dziewczyną wbrew przeciwnościom losu? – zapytał.
- Tak. – odparłam bez zastanowienia.
Bartman wyjął ze swej kieszeni łańcuszek z zawieszką w kształcie serca, w której znajdowała się literka Z. Od razu zawiesił mi ją na szyi i czule pocałował. Po chwili poszliśmy na kolację. Do stołówki weszliśmy trzymając się za ręce. Dzisiaj dla odmiany wzięłam sobie jajecznicę ze szczypiorkiem po czym usiadłam do stołu siatkarzy.
- Nareszcie przyszły te dwie połówki pomarańczy. – zaśmiał się Kuraś.
- Smacznego. – odparłam i zabrałam się za konsumpcję posiłku.
Dzisiejsza kolacja odbyła się spokojnie, dzięki czemu zjedliśmy ją w rekordowym czasie i wróciliśmy do swych pokoi. Akurat ja z Zibim poszliśmy do jego pokoju, który dzielił z Dzikiem, Winiarem i Igłą. Wraz ze swym nowym chłopakiem usiedliśmy na łóżku wtulając się do siebie, a Krzysiek włączył swą kamerę.
- Mam bardzo ważną wiadomość dla wszystkich fanek Zbigniewa Bartmana. – powiedział poważnie. – Po długich poszukiwaniach odnalazł swą drugą połówkę. – i wtedy kamera została skierowana w naszą stronę.
- Tak, to prawda. – streścił Zbyszek i pomachaliśmy do kamery.
- Ty wiesz, że przez tą wiadomość doprowadzisz większość fanek do zawału? – zasugerował, a my wybuchliśmy śmiechem.
- Życie jest brutalne. W końcu znalazłem swą brunetką o brązowych oczach. – uniósł brew ku górze i pocałował mnie delikatnie.
- Sami państwo widzicie jaka mięta ich łączy. – zakończył Ignaczak i wyłączył swój sprzęt, lecz my nadal się całowaliśmy.
- Oni zamierzają pobić rekord w długości całowania się? – zapytał Dziku.
- Koniecznie trzeba ich do tego zapisać. – poinformował Winiar, i w tym momencie odsunęliśmy się od siebie.
- Na serio bardzo zabawne. – przewróciłam zabawnie oczkami.
- No wiesz, my też byśmy się chętnie z Tobą pocałowali. – powiedzieli chórem, a Zibi od razu rzucił w nich poduszkami, i tak właśnie zaczęła się wojna na poduszki..

_________________________________
Mamy już czwarty rozdział opowiadania. I jak podobają Wam się moje wypociny? Mile widziane komentarze, bo to właśnie one motywują mnie do dalszego pisania . ;>
Cieszycie się z faktu, że Ressovia wygrała z Delectą? Bo ja bardzo . ; D

piątek, 25 stycznia 2013

~ . III Rozdział . ~



Rozpoczęliśmy od rozgrzewki. Standardowo skłony, pompki, ćwiczenia rozciągające, brzuszki, etc. Akurat w pompkach to ja mistrzem nie jest i po 20 wymiękłam.
- Dobierzcie się w pary i poodbijajcie sobie. – rozkazał Andrea Anastasi.
Stanęłam sobie na uboczu, albowiem myślałam, że nikt nie będzie miał ochoty ze mną poćwiczyć, bo przecież dziewczyna, to gorsza. Po chwili zauważyłam podchodzącego do mnie Zibiego.
- Chodź, poodbijamy. – złapał mnie za rękę i pociągnął do jakiegoś wolnego miejsca.
Odbijaliśmy sobie palcami, znaczy robiłam to na wyczucie, bo nie potrafiłam oderwać od ZB9 wzroku, jednakże domyśliłam się, że muszę idiotycznie wyglądać, dlatego ogarnęłam się. Po dłuższym odbijaniu zaczęliśmy trenować przyjęcia piłki. Szło nam całkiem dobrze, ale musiałam latać za piłką jak głupia.
- Co ja psem jestem? – spojrzałam z wyrzutem na Zibiego.
Po 45 minutach AA kazał nam podzielić się na drużyny. Podzieliliśmy się na ekipy poprzez odliczanie 1,2. Akurat byłam w zespole z Ignaczakiem, Winiarskim, Ziomkiem, Jaroszem i Nowakowskim, ale po przeciwnej stronie siatki znajdowali się Kubiak, Bartman, Kurek, Zatorski, Możdżonek i Zagumny. Rozpoczęła drużyna przeciwna. Kurek nieźle przywalił w piłkę, ale Libero dał sobie radę, Żygadło wystawił, a ja zaatakowałam. Nie wiem jakim cudem udało mi się przebić przez szczelny blok Bartka, Michała i Zbyszka, ale ważne, że mamy punkt.


Po serwie rozpoczęła się kolejna akcja, podczas której ustawiłam pojedynczy blok na atak Kurasia. Niestety, nie udało mi się. Większość czasu stałam przed siatką naprzeciwko Bartmana i Miśka, którzy mnie prowokowali. Tak jakby kłóciliśmy się. Przez te ‘rozmowy’ zapomniałam o grze, co poskutkowało oberwaniem piłką w twarz. Pod wpływem uderzenia upadła na ziemię, i potem niczego nie pamiętam. Powoli ocknęłam się, a pierwszą osobą, którą zobaczyłam był Zibi.
- Co się stało? – spytałam patrząc na niego starając się podnieść.
- Oberwałaś i to nieźle od Kurasia. – w jego głosie było słyszeć troskę, zaczął gładzić mnie po twarzy.
- Przypominam sobie. – podrapałam się po głowie, a po chwili jęknęłam. – Dobra, wracamy do gry. – powiedziałam hardo.
- O nie, moja droga panno. Możesz zemdleć przez to uderzenie. Zostajemy tutaj. – starał się mnie zatrzymać, widząc, że to nic nie skutkuje przyciągnął mnie do siebie.
- Proszę.. – zrobiłam słodkie oczka, które zadziałały.
Będąc na boisku dokończyliśmy grę.
- Twarda jesteś, inne dziewczyny na twoim miejscu, by wymiękły, a ty nie dość, że głowa Cię trochę pobolewa, przyszłaś dokończyć grę. Nabijasz sobie u mnie punkty. – powiedział Kuraś obejmując mnie ramieniem, a Zibi spiorunował Go wzrokiem.
Po zakończonym treningu udaliśmy się do szatni. Tym razem niczego się nie wstydziłam. Zrozumiałam, że zawsze będę musiała się z nimi przebierać. Jak tylko byłam gotowa udałam się do swego pokoju. Wzięłam prysznic i kolejny raz się przebrałam, była godzina 13, więc postanowiłam wejść na laptopa. Sprawdziłam facebook’a, e-mail’a i gadu-gadu. Nic nowego się nie wydarzyło. Mając nadzieję weszłam na skype’a , albowiem miałam nadzieję, że Ewelina będzie dostępna, i na szczęście miałam farta. Od razu się z nią połączyłam.
- I jak tam w Spale ? – wypytywała z upartością.
Spowiadałam się, lecz niektóre fakty przed nią zataiłam. Przyjaciółka zaczęła opowiadać o poznanym chłopaku, Kamilu. Jaki to on jest miły, świetny .. a nareszcie, że czuje do niego miętę. Nieźle się zagadałyśmy, po prostu straciłyśmy rachubę czasu. Spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 15.
- O nie.. przegapiłam obiad. – westchnęłam wyłączając laptopa, ale moją uwagę przykuła karteczka znajdując się nieopodal drzwi.
Podeszłam do nich i ją podniosłam, po czym zaczęłam ją czytać.
Zobaczmy się o 15:10 w Sali znajdującej się za recepcją. Zbyszek.
Przeczytałam z uwagą sposób dojścia do tego miejsca. Pospiesznie rozpuściłam swe włosy w niesforne loki. Wyperfumowałam się liliowym perfum i zeszłam na dół, idąc wg opisu. Droga wcale nie była taka długa. Po minucie znajdowałam się w wyznaczonym miejscu.
- Mam Cię, słońce. – Bartman zakrył mi oczy prowadząc do stolika. – Wcinaj pizzę.
Usiadłam na krześle i wzięłam do ręki kawałek pizzy z salami, a następnie przystroiłam ją sobie odrobiną ketchupu. Jadłam patrząc co pewien czas na Zibiego.
- I jak smakuje? – odezwał się po pewnym czasie nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Tak, uwielbiam pizzę. – zaśmiałam się kończąc pierwszy kawałek.
Nie spodziewałam się ataku na mą osobę. ZB wziął na palec ketchup i zaczął mnie nim mazać po twarzy, lecz ja nie byłam mu dłużna i tak rozpoczęła się nasza wojna. Uciekałam przed nim po całym pokoju, ale w końcu mnie złapał i nie zamierzał już puścić.
- I co teraz? – zapytał.
- No nic, ale wiesz, że będziesz musieć wyczyścić mą twarz? – zaśmiałam się.
Na to już nie odpowiedział, tylko zbliżył się powoli do mnie, tak jakby się bał. Spojrzała mi głęboko w oczy. Jego brązowe tęczówki… Nie potrafiłam od nich oderwać wzroku, czułam, że czas się zatrzymał, zapomniałam o całym rzeczywistym świecie. Po chwili Zbyszek musnął mój policzek, zbliżając wargi do mych ust, ale zatrzymał się jeszcze na kąciku ust, po czym zaczął mnie całować.


Najpierw czule i delikatnie, ale później coraz namiętniej. Nie pozostawałam mu obojętna, i także muskałam jego słodkie wargi z ochotą obejmując Go jednocześnie. Przyparł mnie do ściany nadal całując, a po chwili usłyszeliśmy czyjeś kroki na korytarzu. Odsunęliśmy się od siebie jak poparzeni, złapaliśmy do rąk chusteczki i wytarliśmy swe zabrudzone twarze, znaczy ja starałam się to zrobić. Moja głowa, mój mózg, moje ciało odmówiły mi posłuszeństwa przez .. przez ten pocałunek.
- Muszę Ci to powiedzieć.. – zaczął – Jak tylko Cię poznałem, przykułaś mą uwagę swym charakterem. Na początku nie chciałem uwierzyć w to co czuje się we mnie, w środku, ale musiałem się poddać walkowerem. Zamąciłaś mi w głowie, i to nieźle. Byłaś dla nas taka chłodna, co przyciągało mnie jak magnes. Po prostu .. spodobałaś mi się. – uśmiechnął się niewinnie i po raz kolejny wpił się w moje usta.
- Yy..? – zatkało mnie – Bardzo Cię polubiłam, ale nie chcę się z nikim wiązać. Muszę dać sobie czas, zbyt wiele już się wycierpiałam przez Rafała.
- A kim jest ten Rafał? – wtrącił się.
- Moim byłym narzeczonym, jeśli w ogóle można to tak nazwać. -  odparłam – Narzeczonym z przymusu.
- Nie martw się, chcę Cię wspierać. Twoja obecność jest mi potrzebna tylko do szczęścia. – chwycił moją dłoń i położył na swoim sercu, czułam jego bicie.
W tym momencie otworzyły się drzwi, gwałtownie odwróciliśmy swe głowy. Na ten widok mnie zamurowało. Nie myślałam, że kiedykolwiek Go jeszcze zobaczę. W tej właśnie chwili wszystko się załamało, wyglądał na wściekłego, a ja zerknęłam Zibiemu w oczy, lecz zaraz spojrzałam na mężczyznę stojącego w drzwiach. Uśmiech momentalnie zmienił się w smutek.

~ . II Rozdział . ~



- Mhm .. masz bardzo seksowną piżamkę. – powiedział Zibi wodząc swym palcem po mym ramieniu – Muszę przyznać, że masz styl. – wyśmiał mnie.
- Pff .. to teraz nara, prześpij się dzisiaj zzz .. z Możdżonkiem, ja się nie piszę na spanie z Tobą w nocy. – powiedziałam oschle, a następnie zepchnęłam ze siebie wszystkie złotka i wyszłam z pokoju – Sajonara. – rzuciłam na pożegnanie.
Po chwili byłam już w swym pokoju, odruchowo zerknęłam na telefon. Miałam 3 nieodebrane połączenia od mojej przyjaciółki Eweliny. Stęskniłam się za nią, więc szybkim ruchem do niej zadzwoniłam, po dwóch sygnałach odebrała.
- No nareszcie, ile można do Ciebie się wydzwaniać? – wydarła się do słuchawki.
- Przepraszam, ale Ci, no te Wasze gwiazdeczki nie chcieli mnie wypuścić z pokoju, a na dodatek przygnietli mnie.
- I ty jeszcze masz do nich za to pretensje? – spytała będąc nieco zdziwiona.
- Przykro mi, ale na mnie ich uroki osobiste nie działają. Mów co tam u Ciebie.
Dziewczyna zaczęła relacjonować to co dzieje się w Zielonej Górze. Niestety nie pominęła tematu Rafała, jaki to On smutny i biedny. Właśnie w tym momencie rzuciłam telefon o ścianę. Byłam na maxa wkurzona. Położyłam się i spojrzałam na zegarek, była dopiero 21:30.
- Cześć, śpisz? – zza drzwi wychylił się Piotrek – Mogę wejść?
- No jasne, wchodź. Co Cię mnie do mnie sprowadza? – spytałam spoglądając na siatkarza kładącego się obok mnie.
- Po prostu mi się nudzi. Oni cały czas się kłócą o to, kto jest tym najprzystojniejszym.
- Jak dzieci.. – podsumowałam.- Skoro masz ich jak na razie dość to pooglądajmy jakiś film, co ty na to?
- No jasne, odpowiada mi to. – odpowiedział, a ja wzięłam do ręki laptopa, włączyłam Go i włączyłam Kac Vegas.
Piotrek wsunął rękę pod moje plecy lekko nią mnie obejmując, i stopniowo się przysuwał. W trakcie naszego seansu często wybuchaliśmy gromkim śmiechem, co zaciekawiło Bartmana, Ziomka, Igłę, Winiara i Dzika, którzy bez pukania wparowali do mojego pokoju.
- Koniec tego waszego love story. – wrzasnęli – Właśnie idziemy spać, kruszynko. – powiedział ZB9 ciągnąc mnie za rękę.
- Ja nigdzie nie idę, śpię sama, zrozumiano? – spojrzałam na Zibiego starając się wypchnąć Go za drzwi. – Dobranoc wszystkim, wyjazd. – powiedziałam, ale Igła rozłożył się na łóżku.

- Nigdzie nie pójdę bez moich żelków. – zagroził.
- Nie mam ich, no..
- To teraz się mnie nie pozbędziesz tak szybko. – zgromiłam Go wzrokiem.
- Wychodzicie po grzeczności, czy jednak mam nakopać do Waszych szanownych czterech liter? -  uniosła jedną brew ku górze.
Na szczęście nie musiałam używać siły, ale słyszałam ich rozmowę na korytarzu.
- Twarda sztuka, tak łatwo z nią nie będzie. Musimy się bardziej postarać ..
Po tych słowach głosy ucichły, a ja zasnęłam. Na drugi dzień wstałam o godzinie 6:00. Wzięłam szybki prysznic, a następnie założyłam na siebie czarny dres, ciepłą kurtkę, czapkę i sportowe buty, a włosy spięłam w kucyk. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, tak jak się domyślałam, nikogo jeszcze nie było, ale ochroniarz wypuścił mnie z budynku. Na dworze było jeszcze ciemno, ale powoli się przejaśniało. Co ja sobie myślałam, że słońce już będzie świecić, przecież to nie lato. Stuknęłam się bezsilnie w głowę i rozpoczęłam swój bieg. Biegłam raz truchtem, a raz sprintem. Po jakiś 15 minutach byłam przy lesie, weszłam do niego nie zaprzestając swego treningu. Podłoże było bardzo śliskie, co utrudniło mi bieg, a nawet chodzenie. Chwilę później poślizgnęłam się i upadłam z impetem na śnieg, a raczej lód. Szybko wstałam i otrzepałam swe ubrania ze śniegu masując swój pośladek.
- Nie ma to jak stłuc sobie tyłek w pierwszy dzień w Spale. Na serio, pięknie rozpoczyna się mój pobyt tutaj. – westchnęłam i machnęłam ręką.
Teraz postanowiłam wrócić pieszo do ośrodka, lub wyjść z lasu. Nagle poczułam czyjś dotyk na swych plecach, gwałtownie się odwróciłam i zaczęłam bić tego kogoś pięściami po klatce piersiowej.
- Zostaw mnie. – krzyknęłam wiercąc się, lecz silna dłoń przyciągnęła mnie do tego mężczyzny.
- Nie bój się, to ja Bartman. – przytulił mnie bardzo mocno do siebie, gładząc mnie po włosach.
- Nie strasz mnie już tak nigdy więcej, dobrze? – powiedziałam i uniosłam swą twarz w Jego stronę. Nie wiedziałam, że jesteśmy tak blisko siebie. Czubki naszych nosów się stykały, a ja patrzyłam mu w oczy nic nie mówiąc.
- Dobrze, ale wracajmy już. – zasugerował po czym złapał mnie za dłoń i wyprowadził lasu.
Gdy byliśmy blisko ośrodka rozpoczęliśmy biec.
- Kto będzie ostatni w ośrodku stawia gorącą czekoladę. – zawołałam biegnąc sprintem.
Zbyszka miałam na ogonie, ale nie chciałam się poddać i to ja ostatecznie wygrałam. Weszłam do holu czekając na niego.
- No to podczas śniadania widzę Cię niosącego moją czekoladę. – zaśmiałam się.
- A co ja kelner jestem? – zapytał.
- Tylko dzisiaj. – odparłam.
Wróciłam do pokoju, spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 7:40. Odświeżyłam się i założyłam na siebie jakieś dresy i top. Jak byłam gotowa udałam się do stołówki. Zajęłam pierwsze, lepsze miejsce i zabrałam się za jedzenie chleba z nutellą. Po chwili usłyszałam głośne krzyki wchodzących sportowców.
- Stado słoni przybyło. – powiedziałam sobie pod nosem delektując się śniadaniem.
Czułam na sobie ich wzrok i jakieś szepty, przez co miałam dziwne przeczucie. Nie myliłam się, gdy szłam zanieść talerz podbiegł do mnie Bartek i przerzucił sobie przez ramię.
- Masz mnie w tym momencie postawić. – zawołałam waląc Go pięściami po plecach.
- Zaraz.. – podszedł do ich stolika i mnie postawił. – Miałaś jeść z nami śniadania, nie pamiętasz? – spytał.
- Ale ja już zjadłam.. – odparłam protestując, lecz Bartek posadził mnie na nogach Ignaczaka.
- No to teraz mnie nakarm. – Krzysiek zrobił minę pięciolatka.
- Hahaha .. nie. – sprostowałam.

- Ale ja byłem grzeczny, nie widzisz jak Cię kocham?
- Przykro mi, nie odwzajemniam uczuć. Ty lepiej jedz, a tyle nie gadaj, bo się jeszcze udławisz. – zaśmiałam się – A usta-usta bym Ci nie robiła.
- Pożałujesz tego kiedyś. – pogroził mi palcem.
- Taa… - Zibi postawił mi przed nosem kubek z czekoladą.
- Widzisz dotrzymałem słowa.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się pijąc napój.
Reszta śniadania minęła nam w luźnej atmosferze, a gdy Ignaczak mnie puścił, wróciłam do pokoju po swą torbę treningową i skierowałam się do Pana Zbigniewa.
- Skarbie, kierownik czeka na Ciebie w hali. – zawołała za mną recepcjonistka.
Za jej wskazówką udałam się do wskazanego miejsca. Faktycznie, mężczyzna stał na środku boiska i przywołał mnie do siebie jednym ruchem ręki. Posłusznie podeszłam do niego witając się z nim.
- Spójrz na drzwi to zobaczysz z kim będziesz trenować. – wykonałam polecenia, a mym oczom ukazały się postury siatkarzy z reprezentacji.
- Mała! – zawołali i podbiegli do mnie biorąc na ręce, a także przytulali mnie.
- Ale ja chcę żyć .. – odparłam nie wiedząc czy skakać z radości, czy płakać.
Po krótkiej rozmowie udaliśmy się do szatni.
- Że ja mam się z Wami przebierać, takimi zboczeńcami? – wytrzeszczyłam swe oczy.
- No wiesz, my Ci z chęcią pomożemy, jak coś. – zasugerowali unosząc znacząco brew.
W końcu wzięłam się na odwagę i odwróciłam się do nich plecami zdejmując top. Założyłam na siebie czarną koszulkę, a po chwili zdjęłam spodnie, ubierając krótkie spodenki. Chłopaki tymczasem podglądali mnie i robili jednogłośne uuuu.
- Cicho tam. – odwróciłam się w ich stronę i zauważałam Winiara tańczącego Gangnam Style. Długo nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- Hej sexi lady.. – śpiewał sobie Kubiak wskazując na mnie palcem, lecz ja podskakując sobie wyszłam z szatni, a ZB9 mnie dogonił.
- Masz jakieś plany na po południe, bo chciałbym Cię zaprosić na pizzę, znaczy zjedlibyśmy ją sobie w jakimś ustronnym miejscu. – uśmiechnął się przybliżając swą twarz do mojej, pocałował mnie w policzek.
- No okej, odpowiada mi to. – puściłam oczko i weszliśmy na boisko.

czwartek, 24 stycznia 2013

~ . I Rozdział . ~



Dni mijały mi bardzo szybko, może to wszystko przez tą rutynę? Sama nie wiem, ale nie zamierzałam za krzątać sobie głowy bezsensownymi pytaniami. Od przyjazdu do Rzeszowa, ani razu nie dzwoniłam do rodziny, zbyt bardzo mnie zraniła, a znając życie, jak moja sytuacja się poprawi, to się okaże, że wszyscy mnie kochają..

Do Spały wyjechałam 29 stycznia. Podróż autobusem trwała 5 godzin, przez co się odrobinę zmęczyłam. Z uwagą podziwiałam cudowne widoki za oknem nie wierząc w to co się dzieje. Nadal nie potrafiłam zrozumieć, że to właśnie mnie wybrano wśród kilkuset uczestników, ale powoli oswajałam się z tą myślą. Nagle zauważyłam ogromny kompleks budynków i powiedziałam :

- Welcome Spała, tak szybko się mnie nie pozbędziesz. – otworzyłam szeroko swe usta, a gdy domyśliłam się, że wyglądam idiotycznie, starałam wrócić do normalności. Wychodząc z pojazdu podziękowałam kierowcy za zadany sobie trud, po czym odebrałam walizki i wolnym krokiem ruszyłam w stronę wejścia. W recepcji przywitała mnie kobieta w wieku około 36 lat. Na jej twarzy widniał promienny uśmiech, którym od razu podbiła moje serce.
- Dzień dobry. Nazywam się A… - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ recepcjonistka wtrąciła się.
- Angelica Consalida. Wiem, kim jesteś gwiazdeczko. Zostałaś wybrana do kursu, i serdecznie Ci gratuluję. Będziesz mieszkać w pokoju numer 95 na trzecim piętrze, ale najpierw musimy iść do naszego szefa, Pana Zbigniewa. Zaprowadzę Cię. – dokończyła oferując swą pomoc. Bez żadnego protestu ruszyłam za kobietą denerwując się, lecz starałam się tego po sobie nie pokazywać. Po chwili znajdowałyśmy się w gabinecie dyrektora.
- Witam. Przyjechałam 2 dni wcześniej, mam nadzieję, że nie będzie mi Pan mieć tego za złe. Po prostu chcę oswoić się z otoczeniem, aby był Pan zadowolony z efektów mej pracy, bo przecież nie chcę, żeby Pan żałował swego wyboru. – uśmiechnęłam się do mężczyzny rozglądając się po gabinecie. Z zamyślania wyrwał mnie Jego głos.
- Zapewne Pani Ula powiedziała Ci już, w którym pokoju będziesz przebywać, więc możemy przejść do najważniejszych spraw. Jeśli chodzi o treningi, to przydzielimy Cię do jakiejś grupy siatkarskiej, ale obecnie w naszym ośrodku szkolą się sami mężczyźni, więc dobierzemy coś do twojego stylu gry. – słuchałam Go uważnie.
- Nie boję się niczego, dlatego poprosiłabym o treningu z dość dobrą ekipą. – zaśmiałam się melodyjnie, co rozbawiło Pana Zbigniewa.
- Rozumiem, to już wiem do kogo dojdziesz, ale tego dowiesz się jutro. Taka mała niespodzianka. Treningi rozpoczną się o godzinie 9, natomiast śniadanie będzie o 8, ale tylko w dni robocze. Nie martw się nie będziemy Cię męczyć w weekend, przecież czas na zregenerowanie sił musi być. No to teraz idź do pokoju, masz czas dla siebie. Miłego pobytu, Angelico. – pożegnał mnie, a ja tymczasem wyszłam z gabinetu i udałam się po swe walizki znajdujące się przy recepcji.
Podeszłam do windy, ale okazało się, że nie działa, dlatego byłam skazana na schody. Z wyraźnym grymasem pokonywałam kolejne schodki ciągnąc za sobą walizy, gdy nagle poczułam jakieś szturchnięcie i się przewróciłam. Uniosłam swą twarz ku górze i odgarnęłam kosmyki włosów opadające mi na czoło, a moim oczom ukazał się Krzysztof Ignaczak.
- Przepraszam, nie zauważyłam Cię. – powiedziałam wstając, jednocześnie przeszył mnie ból w kostce. Spojrzałam dyskretnie na nią.
- Oj, nie. To ja jestem tu tym rozrabiakiem, ale żeby przewrócić taką śliczną dziewczynę muszę być na serio głupi. – słysząc to zachichotałam . – Coś Cię boli? – spytał widząc, że coś jest nie tak.
- Nie, wszystko jest okej. Może troszkę kostka mnie piecze, ale to nic takiego. – uśmiechnęłam się i puściłam mu oczko.
- Tak poza tym to jak się nazywasz? – przytrzymał mnie, gdy zamierzałam przejść obok niego.
- Angelica. Angelica Consalida, miło mi.. – odparłam dodając – Przepraszam, ale na serio muszę już iść do pokoju.
- No to pozwól w ramach rekompensaty za ten upadek Cię odprowadzić i pomóc w niesieniu tych walizek. – zasugerował.
- Na serio nie trzeba, dam sobie radę. – widząc upór na Jego twarzy odpuściłam i bezwładnie oddałam mu walizki. Po chwili znajdowaliśmy się na trzecim piętrze. Stanęłam przed pokojem numer 95, otworzyłam drzwi i wpuściłam Krzyśka do środka, który postawił moje rzeczy na środku. 

- Dziękuję za pomoc, nie chcę być nie miła, ale teraz chciałabym się odświeżyć i odpocząć po tej męczącej podróży. – uniosłam jedną brew ku górze, a Igła posłusznie wykonał moją prośbę.
Od razu wzięłam prysznic, który mnie pobudził. Założyłam na siebie krótkie spodenki, bluzkę na cienkich szelkach i conversy. Tymczasem Ignaczak wpadł do swego pokoju jak oparzony, zaczynając się drzeć :
- Mamy tutaj nową dziewczyną, nawet nie wiecie jaka ładna. Wpadłem na nią i ją przez przypadek przewróciłem – mówił.
- Ta .. przez przypadek. Już ja znam te twoje przypadki – wszedł mu w słowo Winiar.
- Ale teraz mówię serio. – zrobił minę zbitego psiaka – Wiem, w którym jest pokoju, więc złożymy jej wizytę.
- Piszę się na to, skoro jest taka jak ją opisujesz, to jestem chętny – roześmiał się Zibi podnosząc swą rękę, a po chwili wszyscy udali się na kolację do stołówki.
Zajęłam miejsce w rogu sali raz po raz stukając widelcem o talerz. Siatkarze usiedli przy dużym stole, lecz ja ich nie zauważyłam.
- Patrzcie to ona, a nie mówiłem, że jest piękna? – stwierdził Krzysiek, a po Jego słowach koledzy wlepili swój wzrok na mnie.
- Na serio, teraz to na pewno będę częstym gościem w Jej pokoju. – powiedział Batman nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Zboczeniec ! – krzyknęli chórem, co zwróciła moją uwagę. Spojrzałam na nich i gwałtownie się zarumieniłam, dlatego jak tylko zjadłam kolację wróciłam do pokoju. Dla zabicia czasu grałam w LOL’a na laptopie, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je i ukazała mi się banda uśmiechniętych od ucha do ucha siatkarzy, którzy wpadli do mojego pokoju, jakby pies ich gonił.
- Miło nam poznać naszą, nową koleżankę – zawołali po czym rozłożyli się w całym pokoju. Usiadłam na łóżku pomiędzy Zibim i Kubiakiem mówiąc :
- Jestem Angelica Consalida i będę tutaj przez jakiś czas. – zaśmiałam się i zauważyłam, że chłopcy wlepiają gały w ekran laptopa.
- Hola, hola dziewczyno, ty na serio w to grasz? – spytał się Nowakowski przecierając oczy ze zdziwienia.
- Tak, to coś złego? – szturchnęłam Go lekko w ramię.
- Nie, skąd. No to ja też będę częstym bywalcem w tym pokoju. – poinformował spoglądając na Zibiego.
- Czy ja o czymś nie wiem, chłopaki?
- To co między chłopakami zostaje między nimi, mała. – odfuknął Zbyszek i zaczął mnie łaskotać, a po chwili wszyscy się do niego dołączyli.
- Ratunku.. gwałcą mnie. – wołałam śmiejąc się i nie potrafiąc złapać powietrza.
- Zgwałcić to ja zaraz Cię mogę – powiedział któryś z chłopaków.
- Nie, dzięki, nie skorzystam z oferty. – wytknęłam swój język. – Dobra, zrobię wszystko co chcecie, ale przestańcie. -  zaproponowałam.
- Oo.. co byś mogła nam zrobić? – zamyślili się – Będziesz jeść z nami wszystkie posiłki siedząc na kolanach – powiedział Ziomek – A ja chcę żelki Haribo 2 paczki – zawołał Igła robiąc minę przedszkolaka – A ze mną będziesz dzisiaj spać w pokoju z chłopakami. – powiedział Zibi.
- Wy na serio jesteście wredni, no – machnęłam ręką, aby zaprotestować. – Na te posiłki mogę się zgodzić, a czy ty Igła chcesz, żebym przez Ciebie zbankrutowała, nie stać mnie na te żelki, jeszcze drogie. Oh .. Zibi no okej, spać mogę, przecież to nic złego. – odparłam, a Bartman potarł złowieszczo ręce.
- No to widzimy się za 30 minut w pokoju 87. – powiedział Piter. 
Od razu poszłam wziąć prysznic i założyłam na siebie jakąś luźną piżamę,los chciał, że była ona niebieska w krówki. Weszłam do wskazanego pokoju, widząc ich bez bluzek, zakryłam oczy i szłam przez labirynt ich nóg.
- Ejj .. nadepnęłaś mnie czekam na trzecią paczkę. – poinformował Igła. Nagle ktoś wziął mnie na ręce i położyła na łóżku. – No to teraz chłopcy robimy kanapkę – wskazał na mnie, a chłopcy zaczęli się po kolei kłaść.
- Mamo, czemu ja.. przecież byłam grzeczna. – roześmiałam się czując czyjąś rękę na swym brzuchu, a jej właścicielem był Zibi. – Znów ty? – zapytałam patrząc mu w oczy.
- Nie narzekaj, mając na sobie takiego przystojniaka jak ja. Co jak co, ale oni na serio wszyscy razem wzięci są ciężcy. – odparł.
- Uważaj, bo z radości zaraz będę skakać. No wiesz, ty do tych lżejszych, akurat nie należysz.
- Ej, ej .. ja tu jestem tym ciachem, a nie ty. - zawołał Igła.
- Chyba Top Model. – zawtórował mu Dziku.
- Grabisz sobie no, już nigdy więcej nie dam Ci żelków. – zagroził.
- Pff… to ja pokażę im to zdjęcie, wiesz które – zasugerował Kubiak, a mina Krzyśka zrzedła.
- Boże .. oni się kłócą jak małżeństwo.. -  spojrzałam tam na nich jak robili śmieszne miny, a Winiar oczywiście zrobił swoje słodkie oczy. Natomiast Zagumny patrzył na nas jak na idiotów. – Patologia po prostu .. – szepnął do siebie i wyszedł z pokoju.

środa, 23 stycznia 2013

Prolog


 - Przeprowadzka do Rzeszowa .. – na samą myśl rozpłynęłam się z zachwytu. Niby zwyczajne miasto, lecz miało w sobie to coś, co mnie przyciągało, myślałam schodząc po schodach kamienicy, w której mieszkałam. Ostatni raz miałam czuć zapach starej cegły i słyszeć krzyki tych małych potworów, które mnie czasami denerwowały ..
- Nie podzielam Twojego entuzjazmu, Angeliko. Miałem tutaj świetną pracę, znajomych, przyjaciół, rodzinę, a teraz muszę ich wszystkich zostawić. – Rafał nie tryskał radością, tak jak ja. Był smutny, wręcz przybity, ale ja nie zamierzałam się przed niczym cofać, ani tym bardziej zostawać tutaj w Zielonej Górze, w której tyle wycierpiałam.
- Ej .. ja Ci nie każę ze mną jechać, przecież to ty zdecydowałeś, że jednak mnie nie opuścisz swej ‘narzeczonej’. – Niby mój narzeczony, ale Go nie kochałam. Rodzice zmusili mnie do ślubu, bo Rafał jest bogaty, ma wpływy i ogromny szacunek wśród ludzi, na samą myśl wzdrygnęłam się. Nie miałam odwagi, aby powiedzieć, że z tego nic nie wyjdzie, a na dodatek stworzą się te głupie kłótnie i wieczne pretensje, po prostu chciałam mu tego oszczędzić, lecz nie potrafiłam już dłużej trzymać języka za zębami i zaczęłam paplaninę słów.
- Przepraszam, ale to wszystko, ten ślub, te zaręczyny, wspólnie mieszkanie i przeprowadzka jest jednym wielkim błędem, nieporozumieniem. Nasz związek nie ma sensu, dlatego wolę sama wyjechać i rozpocząć swe życie od nowa. Nie chcę popełniać tych samych błędów, które zrobiłam teraz, a przede wszystkim pragnę skupić się tylko i wyłącznie na siatkówce. Jeszcze raz przepraszam .. – zdjęłam ze swego palca pierścionek zaręczynowy i wsunęłam Go do dłoni mężczyzny, odeszłam.

Zamówiłam taksówkę, która zawiozła mnie na dworzec autobusowy. Obładowana walizkami stałam tak, trzęsąc się z zimna, a zarazem czekając na autobus. Nagle podjechał duży, dwupiętrowy srebrno-czarny autokar. Walizki podałam kierowcy, który umieścił je w odpowiednim miejscu. Zajęłam miejsce tuż przy oknie, aby zapomnieć o całym bożym świecie, dlatego włożyłam do uszu słuchawki i utonęłam … Nie wiedząc kiedy, zasnęłam.
Nagle poczułam delikatne szturchanie, mozolnie przetarłam oczy i spojrzałam na dziewczynę siedząc obok mnie.

- Jesteśmy już na miejscu i mamy wyjść.. – uśmiechnęła się lekko starając stłumić swój śmiech. Musiałam przezabawnie wyglądać z tzw. Szopem na głowie, no ale cóż .. Nie do końca obudzona wyszłam z autokaru, a gdy znalazłam swe walizki pospiesznie udałam się do hotelu, w którym miałam przenocować. Na moje szczęścia był położony nieopodal hali sportowej, w której trenowała Asseco Ressovia Rzeszów, jednakże nie mogłam liczyć nawet na najmniejszy autograf, bo właśnie w tym czasie miało miejsce zgrupowanie kadry w ośrodku w Spale…
Jak miło poczuć kropelki gorącej wody spływające po twym ciele. Prysznic ożywił mnie, i dzięki niemu nie wyglądałam jak wrak człowieka. Pomimo tego nadal byłam zmęczona, położyłam się do snu i w mgnieniu oka zasnęłam.

Minął miesiąc od mojego przyjazdu. Zaaklimatyzowałam się i krok po kroku poznawałam miasto, a co najważniejsze rozpoczęłam treningi z klubem. Trener fundował nam niezły wycisk, ale przecież mówi się, że jeśli czujesz ból to żyjesz. Miło było to zrozumieć. Serwy, atak, przyjęcie, bloki miałyśmy opanować do perfekcji. Nauka odpowiedniego ataku były czystym koszmarem w moim wykonaniu, lecz starałam się malutkimi kroczkami poprawiać. Wreszcie nadszedł wyczekiwany mecz, w którym miałam zadebiutować. Nasza drużyna grała bardzo dobrze, ale pewne niedociągnięcia aż kłuły w oczy. Podczas przerw coach mobilizował nas, jak tylko mógł, a to przyniosło oczekiwane skutki, cały mecz wygrałyśmy 3:1. Osobiście nie byłam zadowolona z mojej gry, dlatego dziwiłam się, że nie posadzono mnie na ławce. Będąc w szatni szybko się przebrałam i ruszyłam w stronę hotelu. Przywitałam się z Mariolą, recepcjonistką hotelu.
- Cześć, może masz do mnie jakieś listy ? – spytałam rozglądając się po holu.
- Tak, tak .. Już Ci daję. – zza lady moim oczom ukazał się dość duży stos kopert, na ich widok lekko zbladłam i cichutko zajęczałam.- Odpoczywaj, kruszynko .. – powiedziała czule, a ja jednym ruchem wzięłam kartki i udałam się do pokoju. Rzuciłam torbę treningową w kąt i usiadłam na łóżku rozpoczynając przeglądanie listów.
Jak się wcześniej domyśliłam to większość z nich będzie od mojej rodziny, no i nie pomyliłam się.

Jak w ogóle śmiałaś, tak zranić Rafała, przecież ten chłopak był w Tobie zakochany na zabój, a ty ot tak sobie zniszczyłaś Go, jak jakiś dzikus. Całymi dniami siedzi przygnębiony w pokoju, i ani na moment z niego nie wychodzi. Krótko mówiąc stracił kontakt z światem żywych [...] Mam nadzieję, że przez to co napisałam, jak najszybciej wrócisz do Zielonej Góry i wyjdziesz za niego, bo jeśli tego nie zrobisz możesz zapomnieć o tym, że kiedykolwiek miałaś rodzinę.

Przeczytałam to sama nie wierząc własnym oczom. Moja własna matka szantażowała mnie i groziła zapomnieniem, te słowa zraniły mnie, jak nikt inny. Jednakże postanowiłam, że nie wrócę do Rafała z powodu kaprysów mojej rodziny. Jestem Panią własnego losu, mogę robić to czego pragnę, a przede wszystkim nie muszę się nikogo słuchać, przecież jestem już 21-letnią kobietą. Wróciłam do przeglądania kolejnych listów. Mą uwagę przykuł jeden, na którym napisano moje imię, nazwisko i adres hotelu, ale najważniejsze znajdowało się pod spodem. Okazało się, że nadawcą tego listu jest  Zbigniew Tomkowski kierownik Ośrodka dla Sportowców w Spale. Otworzyłam kopertę, a następnie zaczęłam czytać..

Szanowna Pani Angeliko,
Mam zaszczyt poinformować o tym, że dostała się Pani na kurs dokształcający młodych sportowców. Zaimponowała nam Pani swym charakterem, stylem gry i pomocą charytatywną na rzecz dzieci z biednych rodzin. Jest Pani jedyną kobietą, która się dostała na kurs.

Zaniemówiłam, byłam w ogromnym szoku i nie co zdezorientowana. Nie spodziewałam się tego, że to właśnie mnie przyjmą.

Proszę o potwierdzenie pobytu telefonicznie. Kurs rozpocznie się 10 lutego bieżącego roku, dlatego proszę o przybycie do ośrodka 5 dni wcześniej, ponieważ musimy ustalić z Panią, co i jak. Jeszcze raz gratuluję.

Złapałam do ręki telefon i zadzwoniłam pod podany numer. Przez jakiś czas rozmawiałam z sekretarką, która mi wyjaśniła najważniejsze rzeczy. Po zakończeniu rozmowy zrozumiałam, że to był ostatni list do przeczytania.